Katarzyna Bułat

Poezja, proza i nie tylko

Rheinfall

17 VI 2013

Są obrazy, których nie sposób zapomnieć. Są też obrazy, które stanowią niejako zapowiedź przyszłości. Nina wpatrywała się w miliardy kropelek spływających w dół Rheinfall. Każda z nich odbywała swoją własną podróż. Niektóre wzlatywały wysoko w górę i na chwilę zawisały w powietrzu pozując do zdjęć. Inne płynęły przez moment spokojnie, aby zaraz potem przyspieszyć, rozbić się o skały i rozdzielić na mniejsze. A jeszcze inne turlikały się po samym dnie zabierając ze sobą piasek. Oprócz żółtych drobinek, małych i nieco większych kamieni, na Renie w okolicach Rheinfall znajdywały się też dwa ogromne głazy. Przypominały one głowy. U samego dołu węższe – tam miały szyje, a u góry porośnięte włosami – długą, zieloną trawą powiewającą na wietrze. Jeden z nich wyglądał na mężczyznę, a drugi, nieco szerszy i większy, z kokardą – czerwoną flagą na szczycie, kobietę. Obydwa były skazane na wieczną walkę z siłą wodospadu. To na pewno nie wróżyło niczego dobrego.

Norbert zaczął gładzić Ninę po plecach. Uśmiechnął się i pocałował ją delikatnie w policzek. Mimo, że woda spadała w dół z głośnym hukiem, dziewczyna słyszała jego cichy oddech zmieniający powietrze. Czuła jak wypuszcza z siebie cały strach i złe emocje, a do wnętrza zaprasza świeżość i dobro. Ona próbowała robić dokładnie to samo. Być oczyszczoną. Pełną pozytywnej energii. Co złego mogło się stać? I po co? Żeby zniszczyć ich życie? I to akurat wtedy, gdy wreszcie odnaleźli prawdziwe szczęście? Nina próbowała odgonić od siebie tą myśl. Ona nie miała prawa istnieć. Nie miała prawa zaprzątać jej głowy.

- Zostańmy tu na noc. Jest pełnia. – powiedział Norbert – Może to prawda? – zapytał nieśmiało. Podobno kiedyś szwajcarski rybak zasnął płynąc wzdłuż Renu. Dotarł aż do wodospadu i obudził się dopiero, kiedy wraz z łodzią spadał w otchłań. Uderzywszy się w drewnianą deskę, stracił przytomność. Ocknął się na łące, ocalony w cudowny sposób. Jednak zamiast dziękować za uratowanie, zaczął przechwalać się, że uda mu się to powtórzyć. Za drugim razem nie miał już tyle szczęścia. Zginął. A jego ciała nigdy nie odnaleziono. Legenda głosi, że od tamtej pory przy pełni księżyca na krawędzi Rheinfall pojawia się widmo łodzi.

- Nie wydaje mi się, żeby to był najlepszy pomysł – odparła Nina.

- Mamy namiot, śpiwory i wszystko, czego potrzeba, aby spędzić tu jeszcze trochę czasu. Z resztą spójrz – ten widok zapiera dech w piersiach. To może być naprawdę niesamowita przygoda! – przekonywał ją chłopak. Nina zrobiła smutną minę i popatrzyła na niego błagalnym wzrokiem. – O co chodzi? Coś cię niepokoi?

- Jedźmy stąd. Jak najszybciej. Mam złe przeczucie.

- Spokojnie. Wszystko będzie dobrze. A taka okazja może się nie powtórzyć… - nalegał Norbert. W końcu dziewczyna zgodziła się i zostali.

W nocy Rheinfall było jeszcze piękniejsze niż za dnia. Blask księżyca, który zechciał pojawić się na granatowym niebie w całej swej okazałości, sprawiał, że krople wody wyglądały jak perły, które nagle rozsypały się po chłodnej ziemi nie chcąc dłużej wisieć na szyi nocy. Nina wtulała się w ciało Norberta. Mimo, że było wspanialej niż wcześniej, nie umiała być tak szczęśliwą jak przed rozmyśleniami o krajobrazie okolicy i dwóch skałach zapowiadających coś złego. Chłopak wyczuł, że dalej ją coś martwi. Zapytał, o co chodzi. Nie wytrzymała dłużej i opowiedziała mu o swoich obawach. Norbert wysłuchał ją do końca, poczym uśmiechnął się jeszcze szerzej niż za dnia. Popatrzył jej prosto w oczy.

- Wiesz, co mnie to przypominało? – po tym pytaniu nastąpiła długa chwila ciszy – Dwie głowy, owszem. Ale symbolizujące coś zupełnie innego. Nigdy nieustającą miłość, której nawet wodospad przeszkód nie jest w stanie zniszczyć. I dwójkę zakochanych trwających wciąż obok siebie.

Tamtej nocy nie zobaczyli łodzi rybaka. Po ostatniej rozmowie nie patrzyli już dłużej na Rheinfall. Zasnęli. Leżąc razem tak blisko, jak tylko się da.