Ramka
21 XII 2012
W pokoju Luny wisiała ramka. Prostokąt złożony z czterech drewnianych listew. Pomalowany na kolorowo i lśniący od drobinek brokatu. Wbrew wszelkim pozorom, spowodowanym prawdopodobnie powszechnym mniemaniem o pospolitym zastosowaniu ramki do oprawienia ważnych dyplomów czy błyszczących zdjęć, nie było tam niczego takiego. Ani świstka papieru świadczącego o (nie) zdobytych umiejętnościach ani fotografii utrwalającej piękno przyrody czy rodzinne chwile. Nie było nawet szkła i kawałka tektury, pomiędzy które taką cenną rzecz wypadałoby włożyć.
Dziewczyna czasami ją ściągała. Wychodziła na pole i spoglądała przez nią na świat. Słuchała drgnień wiatru, szelestu liści i kroków biedronki. Ale zaraz potem wracała do domu i odkładała ją z powrotem na miejsce.
Każdy, kto wchodził do pokoju dziewczyny zastanawiał się, jaki jest cel w wieszaniu pustej ramki na ścianie. No bo po co niszczyć gładkość tynku? Po co przerywać ciągłość tapety? Po co wbijać gwóźdź w serce bezbronnej ściany?
A może Luna po prostu czekała... Czekała na coś, co chciała tam włożyć. Pot podczas ćwiczeń, stres przed sprawdzianem? Uśmiech mamy, taty, chłopaka? Pocałunek? Łzę na policzku? A może szukała czegoś innego. Czegoś, czego nie da się znaleźć...
Tak przynajmniej rozmyślali jej goście. Ale trwało to zaledwie chwilę. Potem czasami niektórzy pytali. Po co to wszystko? To jej dziwny wymysł czy jest w tym jakiś ukryty sens? Ale z ust Luny jeszcze nigdy nie padła odpowiedź. Zwykle jeszcze przez moment drapali się nieswojo po głowie i przygryzali wargi z zakłopotania. Na szczęście to szybko mijało.
Luna patrzyła na nich z uśmiechem. Kiwała głową i była dumna ze swojego magicznego przedmiotu. Codziennie odkrywała na nowo jak wiele ludzie potrafią odczytać z praktycznie niczego. I jaka w tym braku jest głębia. Cieszyła się z każdej pojedynczej minuty, każdej nawet króciutkiej sekundy, którą inni poświęcali, aby się zatrzymać. Aby przestać ciągle uciekać.