Katarzyna Bułat

Poezja, proza i nie tylko

Melancholia

14 VII 2014

Patrzyła przed siebie, ale jeszcze nie do końca rozumiała to patrzenie. Dopiero powoli się do niego przyzwyczajała. Jak do zimnej morskiej wody powodującej, że jej delikatne stopy raz unosiły się, a raz opadały, przykrywane piaskiem i obnażane na przemian. Wtedy przypomniała sobie tamtego mężczyznę. Tak jak ona teraz, stał na brzegu i wpatrywał się w dal. Ale chwilę potem odwrócił się, by przez taki sam odcinek czasu, stojąc przodem do plaży analizować, co działo się na suchej połowie świata. Nie mogła zrozumieć jego zachowania. Banalnych czynności, a jednak wykonywanych z największą precyzją. Jak zapomniany rytuał wymagający pewnego rodzaju szacunku i stuprocentowej dokładności. Widząc go zapragnęła mu towarzyszyć. Wyglądał jak mistrz swojej dyscypliny, nieprzejmujący się śmiechami, które czasem wybuchały gdzieś między plażowiczami nie mogącymi, tak jak ona, pojąć istoty jego sztuki. A była przekonana, że jest to sztuka, w najczystszej i najdelikatniejszej jej formie, i choć musiała się spieszyć, odejść od niego pozostawiając tajemnicą to, co przeżywał, teraz chciała do tego wrócić.

Wyobraziła sobie, że stoi obok niego, a nawet nie obok, że stoi w nim. Wchodzi do jego ciała, zamienia się w nie i czuje dokładnie to samo. Tylko co? pytała zawieszając głos gdzieś między wtedy a teraz. Błądząc korytarzami spajającymi przeszłość i przyszłość. Chwilą obecną chcąc dogonić ulotne wrażenie. Ale pytania nie mogły dać jej odpowiedzi. Zastanawiając się, jak mogło być, nie mogła przecież poczuć jak jest. Postanowiła więc trwać, rzucając myśli jak wianki do morza. Niech płyną, prowadzą ją, a ona podda się im, jak potulna mewa rezygnująca z wzbijania się w powietrze i uciekania w kierunku stabilnego lądu.

Widziała jak fale rozbijają się o nią. Wiedziała, która i kiedy dokładnie ją dotknie. Spodziewała się tego i czuła to jeszcze przed zderzeniami. W ten sposób doświadczała tego dwukrotnie. W wyobraźni i w rzeczywistości. Równie intensywnie. To dawało jej złudne uczucie kontroli. Mimo, że to morze nią teraz rządziło i to jego słuchała, miała wrażenie, że postępuje ono dokładnie tak, jak ona sobie tego życzy. Rozumiała, co dzieje się wokół niej i wszystko działo się tak, jak przewidywała. Mogła w ten dziwny sposób panować, będąc sługą. A tak naprawdę tylko udawać, że coś od niej zależy, choć to ona była całkowicie zależna od potężnego żywiołu. Zaśmiała się cicho, jednocześnie chcąc płakać. Wzruszona, zafascynowana i zarazem niewyobrażalnie smutna.

Odwróciła się tyłem do morza zmuszając zdrętwiałe kończyny do subtelnego wysiłku, pozwalającego jej na chwilę wrócić do normalności. Jednak krótko po momencie przejścia, znów pochłonęło ją to dziwne uczucie. Tym razem, oprócz zachwytu i rozpaczy, poczuła też strach, ale wkrótce znikł, zaufała morzu, płynnemu lodowcowi, na którego czele stała, stadu, któremu przewodziła. Była teraz tą, która nadawała kierunek. Ponownie kontrolowała świat. Ona – mała, nic nie znacząca kropla.

Zadrżała. Lodowaty wiatr wędrował po niej jak intruz. Zwiedzał uważnie to, co ukrywała pod delikatną tkaniną narzuconą na nagie ciało. Wiedziała, że jest mu obojętna, tak jak piasek, muszle, trawy i drzewa, ale nie mogła pozbyć się wrażenia, że jest na jego drodze kimś wyjątkowym. Nie przeszkodą, ale wręcz axis mundi, do którego zmierzał, wokół którego się kręcił, dla którego i w którym został stworzony.

Zamknęła oczy. Wypełniła ją tęsknota za czymś nieuchwytnym. Nie była już w sobie. Ani w tym obcym, choć jakże teraz jej bliskim, mężczyźnie. Była i tu, i tam, i w każdej z osób, które kiedyś czegoś takiego doświadczyły albo wkrótce doświadczą. Jednocześnie. A każda z nich była w niej. Uniezależnieni od czasu, i miejsca nawet, wolni od uczuć i wszystkiego, co ziemskie, współistnieli świadomi tylko tego, że co jakiś czas między palcami ich stóp przepływa tyle razy już dotykany piasek. I że będą musieli się w końcu od niego zupełnie oderwać.