Katarzyna Bułat

Poezja, proza i nie tylko

Arkandel (fragmenty)

2015 - 2016

Codziennie rano wstawałem przed wschodem słońca i biegałem. Unosiłem się i opadałem razem z krętymi ścieżkami, które spływały ze szczytów wzgórz prosto do morza lub płynęły w poprzek wzniesień. Biegałem jakby korytami rzek. Z jednej i z drugiej strony ogrodzone były one kamiennymi murkami. Tylko jedna ścieżka, ta nad samym brzegiem, różniła się nieco od innych i nie posiadała typowego dla krajobrazu stosu kamyków regulującego jej szerokość. Wiła się wzdłuż morza raz grubsza, raz węższa, miejscami przechodziła nawet w piaszczystą plażę, ale przeważnie była co najmniej metr powyżej wody, oblewana jednak przez nią, rozpryskującą się na skałach i osadzającą na nich sól.

(…)

Rano powietrze jest jeszcze świeże. Rzadkie. Nieściśnięte upałem. Czekające, tak jak cała okolica, na pobudzające do życia słońce, które zaraz ostrożnie wzejdzie między kamieniami. Jeszcze niepewne czy spotka dziś chmury, czy samo będzie gościło na czystym niebie. Słońce zielonożółte, dojrzałe jak figi. Później wespnie się po murku, dotrze do leniwych liści. Rozciągnie żyłki, które się w nich plączą. Rozprostuje zielony układ nerwowy i giętkie kości całej natury.

(…)

W świetle ledwie zbudzonego słońca Arkandel wygląda jak szmaragd. Odcina się barwą porastających go drzew i krzewów od błękitnego obrusu wody. Jest ozdobą stołu jubilera, który porozrzucał kamienie szlachetne wzdłuż całego wybrzeża. Jaśnieje w przeciwieństwie do ciemnej kamiennej ścieżki, po której biegałem. Ścieżki wtedy jeszcze nie powołanej do istnienia, choć już czującej na sobie moje kroki. Kroki, które stawiałem gdzieś w niebycie. Biegałem więc rano drogą zbudowaną z nicości. Z materii nienazwanej jeszcze, bo niedotkniętej przez ożywcze promyki.

(…)

Codziennie pokonywałem tę samą trasę. Zaczynałem od małej jaskini, potem biegłem tuż nad dużą, następnie plażą koło wioski, aż po ruiny zamku i z powrotem do punktu wyjścia, ale tym razem ścieżką znajdującą się wyżej. W ten sposób droga, którą pokonywałem tworzyła coś na kształt okręgu. Okręgu, w którym tkwiłem zamknięty i z którego toru nie mogłem zboczyć.

Przez tę powtarzalność stałem się nieodłącznym elementem otoczenia. Elementem oswojonym. Który wiemy, że jest i czujemy się bezpiecznie, gdy jest, choć zwykle nie zwracamy na niego uwagi. Coś zaczyna się nie zgadzać dopiero, kiedy taki element znika. Tak właśnie wreszcie mnie dostrzegła. Gdy złamałem regułę i po przyzwyczajeniu jej do siebie, zostałem rano w domu przez kilka dni, a następnie nagle znów się pojawiłem. Świat powrócił do swego poprzedniego, normalnego stanu, jednak w niej nastąpiła wyraźna zmiana, która rozkazywała mnie zatrzymać.


Książkę można zamówić w księgarni internetowej zaczytani.pl